środa, 9 grudnia 2009

13.07

Co to za kuchnia, skoro brak w niej rzeczy ważnej, ważniejszej niż wszystko?
Dajcie mi kosz na śmieci, w którym się zmieści cała rzeczywistość...

poniedziałek, 7 grudnia 2009

12.07

Przyjęłam zaproszenie do zabawy. Nie wiem w sumie po co. On nie jest zły. Ale ja jestem zła! I idę w tą zabawę. I brnę w to dalej. Bez przyszłości, bez zabawy, bez entuzjazmu, bez szczęścia w sercu. On mi to zawsze robi. Oddala się, po czym rzuca ochłap, by mnie zatrzymać, bym biegła za nim, bym stała u jego nogi wierna jak pies. Co to za przyjaźń, w której jedno goni drugie, podczas gdy drugie notorycznie ucieka? I tak było nawet jak żyliśmy ze sobą, jak żyliśmy obok siebie. Za rękę. Tak wyglądał cały zasrany rok. A ja nadal chcę się bawić w jego gry. Nadal bawi mnie warowanie przy nim. Cierpliwość się kiedyś kończy, mówią. A kiedy mnie się skończy? A kiedy ja zacznę uciekać przed nim? "Gdzie jesteś?" - pytam go. On mi odpowiada, że to by było za łatwo. Mam go szukać nad wodą skąpaną w słońcu, gdzie piraci znajdują swoje jednonocne miłości. "Coś więcej?" - spytałam SMSem, on odpisał, że dowiem się w swoim czasie. Mam czekać. Cierpliwości, napisał. Gdyby on tylko wiedział, ile mam tej cierpliwości...

11.07

"Pobawimy się. Szukaj mnie wśród pól, wśród łąk, wśród drzew. Nie jestem już zły. Baw się ze mną w chowanego. W kochanego chowanego. Jestem cały czas przy Tobie tylko, że uciekam. I będę uciekać, dopóki mnie nie znajdziesz. Pobaw się ze mną w chowanego. Czarny."

sobota, 14 listopada 2009

8.07

W głowie mam dym. Uśmierciłeś cząstkę. Mówię do pustych peronów w nadziei, że to właśnie ty mnie słuchasz. Ale nigdy nikt nie słucha. Zastanawiam się gdzie jesteś i co robisz. To przecież takie ludzkie! W głowie mam dym. Nie potrafię myśleć, śnić, jeść i spać. Nicość. Czarna dziura życia. Nie wracam do matki, postanowiłam już. Nie odbieram telefonów. Jak to nie Czarny, to nie ma mnie. Jestem tylko dla niego. Byłam tylko dla niego. Teraz już jestem niczyja. Jak bezpański pies. Jak przybłęda.

Nie mogę opisać tego bólu, Czarny. Tego jak zniknąłeś po środku dnia. To boli, Czarny. To przeraźliwie boli! Nie sądziłam, że przyjaciel może zadać tyle bólu. A jednak... Dokąd teraz pójdę? Gdzie się podzieję? Nie wiem. Nie wiem już nic. Ot, cała moja egzystencja. Dziecko świata. Świat rozkracza przede mną nogi, a ja będę musiała się zmierzyć z nim sama, samiuteńka. To boli, Czarny, to przeraźliwie boli!

środa, 11 listopada 2009

7.07

Zdeptałeś mi marzenia... Siedzę na zupełnie pustym peronie z głową pełną chaosu. Na początku był chaos, z tego co widzę na końcu też jest... Już nie jestem we dwójkę, już jestem sama. Jak mogłeś mi to zrobić, pytam się chmur. Jak mogłeś tak po prostu zniknąć? Nie ma cię, wyzbywam się ciebie z podświadomości. O jedno pożegnanie za daleko. O jedno pożegnanie za smutno. Chciałam pożegnać się z morzem, nie z tobą. W żadnym przypadku nie z tobą.

Nie odbierasz telefonów. Milczysz. Ale już nie ze mną. Sam. W pojedynkę. Może tak jesteś szczęśliwszy? Ty lubisz być szczęśliwy...

wtorek, 10 listopada 2009

5.07

Idylla lata jakby mija. Jest miło, upalnie, wspaniale do porzygania. I na tym polega mój problem. Że zawsze mogłoby być jeszcze lepiej, zawsze mogłabym żreć z tego życia więcej. I to poczucie winy, że tak chcę; że wciąż chcę więcej. Bo jest tak pięknie, że niemozliwym jest, by było jeszcze piękniej.
- Mamy się dziś pożegnać z morzem. - przypominam Czarnemu. Czarny chyba jeszzce śpi, odwrócony plecami. Znów buduje mur. Czasem mam wrażenie, że tylko ja to w życiu wytrzymam, tą jego obcość. Nikt inny tego nie przeżyje. A on myśli zupełnie inaczej. On myśli, że wszyscy to lubią... Szturcham go. - Hej Czarny, już czas.
- Za wieczny czas i wieczne odpoczywanie, wypijmy dziś Panie! - czarny powoli wybudza się ze snu.
- Pożegnać z morzem... - mówię zniecierpliwiona szturchając go jednocześnie za ramię.
- Idę już, Mira! Spać nie dajesz. Morze masz dwa kroki stąd. Idźże sama. Do czego ja ci tam jestem potrzebny?
- Chciałam z tobą. Chciałam się pożegnać przy tobie.
- Po co się żegnać przy mnie jak i tak będziemy się żegnać milcząco?
- Milcząco, milcząco, to okropne milcząco!
- Jak ci się nie podoba, to w ogóle nie pójdę... - Czarny odwraca się na drugi bok. Twarzą do mnie. Patrzy w oczy. Ja szybko odwracam wzrok. Jest mi przykro, bo uświadomiłam sobie, że na pewno już nie będzie piękniej, będzie coraz gorzej... Zrywam się. Idę sama. Piasek muska mi nagie stopy. Chrupie pode mną. Piasek nad morzem zawsze tak specyficznie chrupie. Albo piszczy? Nie wiem jak to nazwać... Słyszę, że Czarny próbuje mnie dogonić.
- Nie chrup za mną! Żegnaj się sam! W ciszy tej swojej!
- Czego ja mam nie robić? Nie chrupać? Mira, co ci się dzieje od kilku dni? Jak ty się zachowujesz? Jak rozwydrzona młodsza siostra!
- Chrupiesz piaskiem za mną! Szur, szur, chrup, chrup! To znak, że idziesz; że kroczysz po moich śladach, że śledzisz...
- Mira, nie poznaję cię... Chyba za długo ze sobą już żyjemy.
- Dupa! Wcale ze sobą nie żyjemy, żyjemy obok! Ty ze mną potrafisz tylko milczeć! Nie rozmawialiśmy w ogóle nad morzem! Nie opowiadaliśmy sobie o zapachu morza i o chrupaniu piasku! To skąd morzesz wiedzieć, że piasek chrupie, jak wcale nie pozwoliłeś mi sobie tego powiedzieć?
- A żegnaj się z morzem, na zdrowie! Odpierdoliło ci.
Odwracam się na pięcie i biegnę to morza. To jest ten ostatni dzień. Ostatni dzień...

Pożegnałam się już z morzem. I z szumem. I z piaskiem. I z mewami. Wracam do naszego legowiska. Wszystko zniknęło. Spakowane w jednej chwili, zabrane perfidnie. Pozostał tylko smutny zapach świata. Nie chciałam, by zapach morza kojarzył mi się z tym smutkiem... Zaczynam biec:
- Czarny! - wołam - CZZARNY! KURWA CZARNY!!!!! NIE RÓB MI TEGO, PROSZĘ!!! CZARNY!!!! W oczach pojawiaja mi się łzy. To był ten ostatni dzień. Ostatni dzień...

poniedziałek, 9 listopada 2009

4.07

Rozkroiliśmy tego kota. Myśleliśmy, że coś cennego jest w środku. Znów przepełnia mnie chemia. W kocie nic nie było. Czarny musi skończyc doszukiwać się skarbu w maskotkach. Pożyczamy kota, nie zostawimy go tutaj takiego rozprutego. Jesteśmy w tesco i szukamy ukrytych skarbów w pluszakach. Szukaj aż znajdziesz, szukaj, a znajdziesz... Znajdziemy kiedys skarb, na pewno. Krew uderza mi do skroni, jest mi słabo. Nic nie jadłam. Karmię się chemikaliami od Niewidomego. To nasz nowy znajomy. Węgiel w plucach, ciężki oddech. Ale za bardzo lubię ten stan, by z niego zrezygnować. Czarny uderza mnie plastikowym młotkiem w plecy. Zawsze wbija mi coś w plecy. Każdego dnia.
- Może skarb jest bliżej niż myślimy? Może on wcale nie ma być w maskotkach?
- To gdzie, no, gdzie indziej on może być? - pytam zbulwersowana jego odkryciem.
- No nie wiem, no, jest dużo miejsc...
- Jak teraz wrócimy do domu, to już żadnego skarbu nie znajdziemy. Usidlą nas.
- Nie musimy wracać. Mamy czas, mamy wakacje.
- Mamy siebie. - mówię niepewna.
- Tak. To też. A teraz co chcesz robić?
- Szukać skarbu gdzieś bliżej. - postanawiamy opuścić morze.